

Już od dawna nosiłam się z zamiarem zorganizowania na tym blogu przestrzeni pozwalającej na wyrażanie myśli nie koniecznie ściśle powiązanej z kulinariami. Jestem ciekawa – świata, ludzi, ich zachowań i motywacji. Obserwuję, dużo czytam, wyciągam wnioski, uczę się. Mam w związku z tym sporo przemyśleń i od czasu do czasu będę się nimi dzielić z Wami. Spokojnie – kulinaria na pewno nie znikną! Są bardzo ważną częścią mojego życia. Jednak potrzebuję miejsca, w którym będę mogła podziałać szerzej niż tylko łyżką i widelcem. Mam nadzieję, że dzięki temu poznamy się lepiej, a Wy poczujecie, że za tymi wszystkimi zdjęciami i grafomaństwem stoi prawdziwy człowiek, który ma swoje pasje, przekonania i słabości ;).
To chyba dobry moment, żeby porozmawiać o zmianach i o tym jak bardzo suma małych kroków przekłada się na wielkie efekty.
Na pewno jedliście kiedyś rybę i na pewno byliście choć raz nad morzem. Być może widzieliście też ocean i tak jak ja uwielbiacie krewetki. 8 czerwca czyli dokładnie dwa dni temu był Światowy Dzień Oceanów. Wiem, że możecie pomyśleć i co z tego? Przecież mamy tylko kawałek wybrzeża więc to nie nasza sprawa. Tymczasem jest problem i to ogromny, w dodatku taki, który dotyczy nas wszystkich. Co sekundę do oceanów trafia 250 kg plastiku. To nie tylko wina wielkich koncernów. Częściowo są to rzeczy codziennego użytku – folie, butelki, zabawki, a nawet deski klozetowe. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci jest już 5 razy większa od powierzchni Polski, pływają w niej nawet rzeczy z lat 70. Skala jest ogromna. Jeśli przeliczymy to na kilogramy wyjdzie równowartość bliska 43 tysiącom załadowanych tirów. Część tych odpadów trafia w okolice Arktyki i staje się częścią pokrywy lodowej. Jest to materiał który w całości nie ulega rozkładowi tylko rozpada się na pył. Rocznie zabija ogromne ilości ptaków, ssaków i zwierząt morskich. Co roku do oceanu trafia 50 tysięcy ton toreb plastikowych. Żółwie morskie mylą je z meduzami, które stanowią główny składnik ich pokarmu. W ten sam sposób giną też delfiny i wieloryby.
Śmieci szkodzą nie tylko życiu morskiemu – szkodzą też ludziom. Mikroplastiki wraz z rybną dietą wchodzą w łańcuch pokarmowy i zatruwają nasze jedzenie. Usunięcie połowy tego dryfującego śmietniska zajmie co najmniej 5 lat. Jednak samo sprzątanie nie rozwiąże problemu. Polacy zużywają najwięcej plastikowych butelek i torebek w Europie. Przeciętna rodzina wyrzuca rocznie około 1000 plastikowych butelek, a tylko 10% śmieci podlega recyklingowi. Żeby zastopować napływ odpadów trzeba zmienić nawyki. Po pierwsze ograniczyć zużycie plastiku – zastąpić foliowe siaty, butelki i talerzyki przedmiotami wielokrotnego użytku. Po drugie – nie śmiecić. Mieszkam w pobliżu lasu i niewielkiej rzeki. Ilość śmieci, która pojawia się tam po każdym weekendzie jest zatrważająca. Ekipa sprzątająca bywa tu dwa razy w tygodniu, mieszkańcy próbują co jakiś czas organizować lokalne sprzątanie i nie ma siły żeby nadążyć. Produkujących cały ten bałagan jest więcej niż sprzątających.
Każdy śmieć wyrzucony na plaży czy brzegu rzeki prędzej czy później trafi do morza. Polskie śmieci raczej nie dotrą do Pacyfiku, ale do Bałtyku na pewno. Już teraz 14 % jego powierzchni to tzw. pustynie tlenowe, gdzie zamarło wszelkie życie. Zróbmy coś, póki nie jest za późno. Najlepiej już dziś – by żyło się lepiej, zdrowiej, smaczniej i żeby za 20 lat nadal było co oglądać.