

Czy ktoś w ogóle pija jeszcze kompoty? Takie tradycyjne, z owoców, które za małolata pijało się latem u babci na wsi i najlepiej smakowały siorbane chochlą z gara? Czy wszyscy przerzucili się już na modne organic healthy smoothie, green monstery i owocodetoksy? Ja wiem – one też są dobre, ale przecież tradycji i naszych dobrych, polskich składników nie można ignorować. Na przekór trendom powinszowałam sobie dzisiaj wielkim dzbanem kompotu z rabarbaru i jabłka, który uwielbiam niezmiennie od dziecka.
SKŁADNIKI:
1 litr wody
2 jabłka
1 cytryna
4 łodygi rabarbaru
1 łyżka cukru
kilka gałązek mięty (do podania, opcjonalnie)
WYKONANIE:
*jabłko i rabarbar pokroić w kostkę, zasypać cukrem, zalać wodą i zagotować
*cytrynę przekroić na pół, wycisnąć z niej sok i dodać go do kompotu, skórki z cytryny można również wrzucić do garnka
*studzić w garnku, podawać schłodzone
Skusicie się?
Aaaa jeśli zastanawiacie się skąd taki kolor to od razu rozwiewam wątpliwości. Po pierwsze – nie jest to efekt photosopa, kompot naprawdę tak wygląda. Po drugie miałam kilka truskawek więc w myśl zasady „zero waste” dorzuciłam je do kompotu pod koniec gotowania. I po trzecie – najważniejsze, zawsze do kompotu z rabarbaru, właśnie po to żeby miał taki kolor dorzucam kilka plasterków młodych buraczków lub listków botwinki – w smaku w ogóle tego nie czuć, ale za to wygląda doskonale.