

Nie wiem czy jest to gulasz. Nie wiem też czy jest to leczo. Nazwijmy to więc gulaszem warzywnym a’ la leczo. Na pewno jest to dobre, a jeszcze lepsze na drugi dzień.

Prowadzę bloga kulinarnego więc może się wydawać że lubię gotować. Prawda jest trochę inna. Ja nigdy gotować nie lubiłam i uważałam gotowanie za stratę czasu. Przez długi czas żyłam w przekonaniu, że to wiedza tajemna, bardzo skomplikowana i czasochłonna więc w ogóle się za nią nie zabierałam. W dodatku byłam – i nadal trochę jestem – niejadkiem. Takim, który nie zje wszystkiego tylko trochę wybrzydza, trochę oczekuje. Nie robię scen, nie jestem trudnym gościem, ale lubię jak mi smakuje i bywam rozczarowana jeśli jest inaczej.

Smakuje mi wtedy jak jest prosto i bez przesadnego kombinowania z milionem składników. Jak jest zdrowo (ale też bez popadania w jakieś skrajności), świeżo i ładnie na talerzu. Nie za tłusto, nie za słodko, nie za bardzo rozgotowane, z dobrych produktów, doprawione z głową. Na tym lista moich wielkich wymagań się kończy.
Aby nie marudzić zbyt często wzięłam się do roboty i zaczęłam sama gotować. Umiem, choć nie jestem ekspertem w wielu kulinarnych dziedzinach. Znam się na kuchni włoskiej i indyjskiej. Potrafię wege i wegan. Nie kumam deserów i ciast.
Blog powstał jako forma zapisu tego co mi wyszło i do czego chciałabym czasem wrócić. I tak już jest ze mną od kilku ładnych lat. Czasem wrzucam dużo, bo akurat mi się chce i płynę z prądem. Czasem nie chce mi się wcale – wtedy są jakieś przerwy w dostawie. Mam na niego jakiś luźny plan, ale muszę się bardziej zmotywować. Niestety rutyna i dokładnie postępowanie według ściśle określonych punktów nie są moją najmocniejszą stronę. Pracuję nad tym.
Bardziej konsekwentna jestem na Instagramie (bo jest szybszy 😉 ). Jeśli więc chcecie być bardziej na bieżąco to wpadajcie tam. Ostatnio wrzucam dużo historii oraz smaczków podróżniczo – kulinarnych: z Indii, z Kuby, z Włoch. Podobno są ciekawe więc jest to co oglądać.
Wracając do samego gotowania czyli tego od czego zaczęłam ten wpis – nadal gotować nie lubię i chyba nie nazwę tego swoją pasją. Raczej codziennym obowiązkiem, czynnością, którą należy wykonać. Nie lubię też spędzać w kuchni pół dnia. Dlatego to co gotuję zazwyczaj jest szybkie do wykonania, albo jednogarnkowe – żeby starczyło na 2 dni.
Tak właśnie powstał tytułowy gulasz, lub leczo, lub potrawka warzywna Na blogu zawsze musi być jakaś nazwa więc dopasujcie tę, która najbardziej Wam pasuje.

GULASZ WARZYWNY A’LA LECZO – SKŁADNIKI:
- 1 cebula (kolor obojętny)
- 2 papryki czerwone
- 2 papryki żółte
- 1 puszka pomidorów krojonych (można użyć kilku świeżych jeśli są dobre i smaczne)
- 1 puszka cieciorki (komu się chce może wcześniej namoczyć i ugotować tak, aby była mniej więcej 1 szklanka)
- kilka łodyg selera naciowego
- 1 czerwona papryczka chili (oczywiście można więcej jeśli lubicie ogień)
- natka pietruszki – do posypania na koniec
- 3-4 ziarenka ziela angielskiego
- 3 – 4 liście laurowe
- 1 łyżka papryki słodkiej suszonej
- pieprz, sól – do smaku
- 2 łyżki oleju lub 1 łyżka masła
- szczypta cukru
GULASZ WARZYWNY A’LA LECZO – WYKONANIE:
- cebulę, papryki, seler kroimy w kostkę
- chili również kroimy drobno
- w garnku podgrzewamy olej (lub masło)
- do rozgrzanego tłuszczu wrzucamy pokrojoną cebulę, chili, ziele angielskie, liście laurowe i paprykę w proszku (w razie potrzeby można podlać odrobiną wody, bo może trochę przywierać) – dokładnie wszystko mieszamy
- dorzucamy pokrojone papryki – gotujemy przez chwilę pod przykryciem do momentu aż papryka będzie w wersji al dente czyli już nie surowa, ale jeszcze nie super miękka i rozgotowana
- dodajemy cieciorkę i seler naciowy, dolewamy odrobinę wody – ponownie przykrywamy i gotujemy przez kilka minut
- wlewamy pomidory, dodajemy szczyptę cukru, doprawiamy solą i pieprzem wedle uznania – mieszamy i kolejny raz zostawiamy wszystko na kilka minut pod przykryciem
- podajemy posypane natką, chili lub tym co akurat macie i lubicie