

Potrzebowałam chlebka pity, bo zachciało nam się kebabów (o tym jak to się skończyło następnym razem). Mieszkam na warszawskiej Woli. Nie tej nowej, ciągle budującej się i nowoczesnej tylko w tej szemrano – robotniczej części. Łatwiej niż chlebek pita, szczególnie w niedzielę, dostać tu piwo i butlę czystej. W sklepie pity nie było. Była za to rozbawiona osiedlowa ekipa. Znalazły się też mąka i drożdże. Polak potrafi, a Woli radzić sobie trzeba. Przepis podkradałam z I LOVE BAKE i… udało się! Pierwszy, własnoręcznie wyrobiony i ugnieciony chlebek pita wylądował na stole.
SKŁADNIKI (na 6 chlebków):
3 1/4 szklanki mąki tortowej
1 łyżka suchych drożdży (używam tylko takich, z innymi nie umiem się obchodzić)
1 1/2 szklanki ciepłej wody
1 płaska łyżeczka soli
WYKONANIE:
* mąkę przesiać do dużego naczynia, dodać sól, drożdże i ciepłą wodę
* zagnieść ciasto aż będzie gładkie i elastyczne (ja wyrabiałam dzielnie ok. 7-8 minut do momentu aż było jednolite i nie kleiło się do rąk)
* podzielić ciasto na 6 części i uformować w kulki i rozwałkować, następnie przykryć ściereczką i pozostawić 30-40 minut do napuszenia
* piec 8 -10 minut w temperaturze 220°C ( ja wcześniej zrobiłam próbę – w moim piekarniku 10 minut z oryginalnego przepisu okazało się za długim czasem – bułki były twarde jak głaz, 8 minut okazało się czasem optymalnym – wyszły wyrośnięte, miękkie i puste w środku – idealne do nadziewania farszem jak prawdziwy chlebek pita)